„PANI OD MUZYKI” – WSPOMNIENIA O PANI MARII BORUCKIEJ
Przyszła na świat, by nauczać i wychowywać. Ale nie swoje dzieci. Swoich nie miała. Los chciał, by całe swoje długie życie poświęciła pracy nauczycielskiej.
Pani Maria urodziła się w styczniu 1905 roku jako najstarsze z dziesięciorga dzieci polskich emigrantów, którzy wyjechali za pracą do Berlina. Niezłą „zaprawę” dostała już w domu rodzinnym – pomaganie zapracowanym rodzicom w opiekowaniu się tak liczną gromadką dzieciaków było zapewne trudnym zadaniem. Naturalnym następstwem tych edukacyjnych doświadczeń było podjęcie przez nią nauki w Seminarium Nauczycielskim. Maria w 1919 roku przyjechała do Polski i już dwa lata później, w wieku zaledwie szesnastu lat zaczęła pracę w zawodzie nauczycielki. Pracowała najpierw w Osiu a potem do wybuchu II wojny światowej jeszcze w kilku szkołach naszego powiatu. Jej rodzice po powrocie do Polski osiedlili się w Papowie Biskupim, niedaleko Torunia.
To właśnie tu schroniła się pani Maria w 1939 roku, kiedy wybuchła wojna. Tak wspomina te czasy:
„Zabrałam trochę ubrania, odebrałam swoje ostatnie pobory, po drodze kupiłam bardzo drogie pióro Pelikan i tak szybko, jak mogłam pojechałam rowerem 60 km do Papowa Biskupiego, do moich rodziców.”
Wkrótce Niemcy dowiedzieli się, że jest w tej miejscowości nauczycielka, która dobrze zna j.niemiecki i wezwano ją do pracy biurowej. Była sekretarką i rachmistrzynią najpierw w samym Papowie, później w Linowcu, następnie w Grzybnie (pow.chełmiński).
Wojenny czas nie był dobry, jak by się może wydawało, na zawieranie małżeństw. A jednak to właśnie
podczas wojny, w 1942 roku Maria poślubiła Ludwika Boruckiego – nauczyciela, którego pierwsza żona zmarła. On sam bardzo poważnie chorował na płuca. Po ślubie zamieszkała u męża na Górnych Morgach. Tu uczył w szkole matematyki pan Ludwik. Tutaj także znaleźli schronienie rodzice pani Marii i jej dwie siostry z dziećmi, których wysiedlono z miejsca zamieszkania.
Wypędzenia, przesiedlenia i częste zmiany miejsca zamieszkania to tylko niektóre „utrudnienia”, z którymi przyszło się zmierzyć rodzinie Marii. W 1943 roku dwie siostry, brat i mama zachorowali na tyfus. Przez sześć tygodni przebywali w szpitalach. Na szczęście wszyscy wyzdrowieli.
Pod koniec wojny pani Borucka przyjechała do Nowego, bo dostała polecenie organizowania szkoły. Miała w tym zadaniu wspierać przedwojennego kierownika szkoły podstawowej – pana Mokwę. Kilka dni po powrocie, gdy zajęta była przeprowadzką, nagle została aresztowana. Tak wspomina to wydarzenie prawie stuletnia Maria:
„Podeszło do mnie dwóch żołnierzy pod bronią i zaprowadzili mnie do jakiegoś domu na Nowym Świecie. Przez całą noc mnie przesłuchiwali a potem pognali do Rulewa. Na szczęście mój ojciec poszedł do władz miejskich , przedstawił, że sprowadzili mnie do organizowania szkoły żeby się postarali wycofać mnie z tej łapanki. W szóstym dniu(..) po wyczerpaniu moralnym i fizycznym, wróciłam do Nowego”.
I tak, od 24 marca 1945 roku, trójka nauczycieli – Maria Borucka, Maria Szczukowska i Franciszek Mokwa rozpoczęli organizowanie zajęć szkolnych w budynku dawnej niemieckiej „Ochronki” przy ulicy Nowej (dzisiejsze przedszkole). W budynku szkolnym przy ul. Nowej 1 nadal był szpital dla żołnierzy sowieckich, a w sali gimnastycznej znajdował się magazyn. Na boisku szkolnym stale pełno było samochodów i czołgów. Oto fragment Kroniki Szkolnej Publicznej Szkoły Powszechnej z lat 1945-49 :
„Dookoła szkoły leżały amputowane ręce i nogi, zabrudzone bandaże, resztki poniszczonych pomocy naukowych, kilka ławek i szaf szkolnych porąbanych i połamanych oraz tablice szkolne wdeptane w błoto. Do budynku szkolnego wstęp był zabroniony, więc nie można było nic uratować z pomocy naukowych.”
Ciężkie to były czasy, ale na swój sposób radosne – kończyła się okropna i długa wojna. Wszystko powoli i mozolnie wracało do normy. Nowy rok szkolny 1945/46 uczniowie i nauczyciele rozpoczęli w wyremontowanym budynku dawnej szkoły. Maria i Ludwik Boruccy zamieszkali w domu przy ul. Nowej 18. Ona – uczyła muzyki i prowadziła chór, on – był nauczycielem matematyki i j. niemieckiego w szkole zawodowej. Nie mieli swoich dzieci( pan Ludwik miał córkę z pierwszego małżeństwa), ale przez wiele lat wiernie towarzyszył im piękny owczarek alzacki o imieniu Reks. Bardzo dobrze ułożony przez swoich właścicieli, bo mieszkając w tym samym domu nigdy nie słyszałam psiego szczekania. Często natomiast wsłuchiwałam się w dźwięki pianina, na którym grywała pani Maria i jej uczniowie ( bo udzielała również lekcji gry na tym instrumencie).
Miała pani Maria wiele talentów. Oprócz umiejętności radzenia sobie z chmarami niesfornych uczniaków, oprócz zdolności muzycznych, pięknie malowała, haftowała, robiła niezwykłe cudeńka szydełkiem.
Miała też zdolności kulinarne. Do dziś pamiętam ( i sama zresztą robię!) deser zwany „czarcią pianą” wykonany z ubitej piany, cukru i malin. Miał wspaniały różowy kolor i niepowtarzalny smak.
W latach 60-tych niewielu ludzi w Nowem posiadało telewizory. Był to towar nieosiągalny i bardzo drogi. W domu zamieszkiwanym przez rodziny nauczycielskie przy ul. Nowej 18 takim luksusowym „towarem” dysponowali jedynie państwo Boruccy. Pięknym gestem z ich strony było zapraszanie całej gromadki dzieci z tegoż domu ( w tym także i mnie) na poniedziałkowe projekcje disneyowskich bajek. Ech, to były czasy….
Pani Maria.. Zawsze elegancka i dystyngowana. Ze spiętymi w kok gęstymi, falistymi włosami. Miała w sposobie bycia coś, co stwarzało dystans, ale była jednocześnie serdeczna i skromna. Niezwykle pracowita i skrupulatna – przez całe życie prowadziła zeszyty wydatków w których szczegółowo notowała każdy wydany grosz… Szkoda, że nie zachowały się do dziś. Ale mamy za to duży zbiór robótek ręcznych pani Marii. Udostępniły je na użytek tych wspominek panie – Maria Szwajcer, Halina Piątkowska i Janina Kempińska – dobre znajome i byłe sąsiadki pani Boruckiej.
W 1960 roku pani Maria przeszła na emeryturę, ale pracowała w zawodzie nauczyciela do 1976 roku. Pomagała też ludziom w tłumaczeniu różnych tekstów z j. niemieckiego. Sama korzystałam z jej pomocy, kiedy musiałam już jako studentka tłumaczyć na j. polski obszerne fragmenty niemieckiej książki. Pani Borucka spokojnie i kompetentnie, nie okazując zniecierpliwienia, pomagała jak mogła.
Prawie każdy dorosły nowianin zetknął się w przeszłości z bohaterką moich wspominek – albo na zajęciach muzycznych, albo na tzw.pracach ręcznych, albo na chórze. Tak napisała o pani Boruckiej w swoim artykule (napisanym na stulecie Jej urodzin) pani Maria Szwajcer :
„Była dobrym i cenionym nauczycielem nauczania początkowego i muzyki. Do końca lat 80-tych brała udział w uroczystościach szkolnych będąc ich honorowym gościem. Przez całe swoje życie była też związana z religią katolicką a jej dwie młodsze siostry były zakonnicami w klasztorach klauzurowych.”
W 1981 roku Rada Państwa odznaczyła panią Marię Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. I tu ciekawostka – za to odznaczenie p. Borucka dostawała dodatek do emerytury w wysokości…30 groszy miesięcznie(!).
Dożyła wspaniałego wieku i hucznych obchodów stulecia swoich urodzin – 9 i 10 stycznia 2005 roku odbyły się uroczystości związane z tym wydarzeniem a szacownej Jubilatce poświęcono sporo miejsca w „Głosie Nowego”, nr 12-1(70).
Odeszła w 2006 roku. Miała 101 lat. Ponad pół wieku spędziła wychowując i nauczając. Własne liczne rodzeństwo i całe pokolenia cudzych dzieci.
Pomyślmy o Niej w listopadzie – miesiącu pamięci o ludziach bliskich, znanych, zasłużonych. Niech pozostanie w naszych sercach i w naszej pamięci.
Wspomnienia spisała Barbara Kloska
Tekst powstał przy współpracy z: p.M.Szwajcer, H.Piątkowską, J.Kempińską, E.Giemzą, A.Dąbrowską
Kawałek historii Nowego, fajnie się czyta. Dzięki dla autora.
Nie znałam osobiście… Chciałoby się zadać wiele pytań pani Marii Boruckiej, wysłuchać wielu jej wspomnień. Dobrze,że pozostały po niej pamiątki, wspomnienia i ludzie, którzy się nimi z nami dzielą.
miałam przyjemność być „pozalekcyjną” uczennicą pani Marii 🙂 Poważna, wymagająca, otwarta i szczera… Nie uśmiechała się często, ale jak już pojawiał się uśmiech – to również w oczach widać było iskierki 🙂 Pamiętam pokoik, w którym udzielała mi korepetycji z j.niemieckiego, mały stolik, kanapę, na ścianach obrazki – robótki ręcznie wykonane…
Piękny artykuł w podzięce dla pani Boruckiej za tyle wspólnych lat życia wśród nas. Panią Borucką znałam „od zawsze” od kiedy tylko pamiętam, uczyła mnie śpiewu w chórze, wyczuła że „mam głos”! Jeszcze dziś mam przed oczami Jej wskaźnik jak dyrygowała…do…re…mi…oj!ciężko było to pojąć, jak tylko mogłam to się wymigałam 😉 I tak mi przyszło na myśl, ile jeszcze w Nowem było lub jest tak wspaniałych ludzi którym coś ZAWDZIĘCZAMY, można by opisać i przypomnieć nowianom ich sylwetki, może z pomocą młodzieży,starszych nowian,może z pomocą biblioteki, zrobić taką listę zasłużonych dla miasta neuenburgerów i nowian ,dowiedzieć się i opisać ich życie .Byłby to swoisty rodzaj pamięci i podziękowania od nas współczesnych mieszkańców Nowego.
Moja nauczycielka od najmłodszych lat. Uczyła śpiewu,prac ręcznych, prowadziła chór szkolny…Lubiłam rozmowy z p. Borucką, chętnie udzielała fachowych porad.Już była na zasłużonej emeryturze, gdy wyhaftowała elementy do mojej sukienki(ja już wtedy pracowałam).
Piękny wspomnieniowy artykuł-przeczytałem z wielkim zainteresowaniem -bardzo za niego dziękuję.
Aga, dzięki. Teraz jest przejrzyściej. Pozdrawiam 😉
Proszę 🙂 🙂 pozdrawiam 😉